środa, 30 grudnia 2015

029. Plany, plany...




To, co widzicie powyżej, jest efektem nie nagłego ataku na fabrykę włóczek, a konieczności dokonania inwentaryzacji posiadanych zasobów. Która to konieczność zaatakowała mnie z siłą huraganu, bo zasiadłam do układania planów robótkowych na nowy rok. I jednym z tych planów było ograniczenie włóczkowych zakupów, bo motki powoli przestają mi się mieścić w szafie... Trzeba więc było skonfrontować stan posiadania z planami projektów tak, żeby wszystko się zgodziło jak w szwajcarskim zegarku :)

No. Zatem jak już wiem, co mam, co dokupić MUSZĘ (a nie: CHCĘ), to plany wyglądają tak...

piątek, 25 grudnia 2015

028. Znienacek



Mama moja jedyna zastrzeliła mnie informacją, że potrzebuje czapki. Informacja przebijała się do mojej świadomości dość długo, bo jako żywo nie widziałam mamy w tej części garderoby, a ona sama przyznaje, że ostatni raz nosiła takie akcesorium podczas zimy stulecia. No ale teraz doszła do wniosku, że nie jest już najmłodsza, a poza tym miała ostatnio spore problemy ze zdrowiem, na dodatek jest zima - ergo, czapkę będzie nosić. I to już od teraz.

Fajnie, słusznie, popieram jak najbardziej - ale ja w życiu nie robiłam czapki i robić nie zamierzałam, nie wiem, od czego zacząć, nie mam włóczki, nie umiem. Na delikatną sugestię, żeby może lepiej kupić, uzyskałam odpowiedź, że kupowanej nosić nie będzie, bo nie znajdzie takiej, jaką ona chce. A chce lekką, cienką, w miarę luźną, ale nie spadającą na oczy, z jasnej włóczki, kremowej najlepiej, z minimalnym ściągaczem... dużo tego było.

czwartek, 24 grudnia 2015

027. Świąt spokojnych, świąt wesołych...




...ciepła w domu, mrozu za oknem, domyślnego Mikołaja, mnóstwa czasu dla siebie, wypoczynku, nienerwowej atmosfery, a w Nowym Roku - empatii, życzliwości, szalonych pomysłów i uśmiechu każdego dnia :)


 

niedziela, 13 grudnia 2015

026. Od zmierzchu do świtu



...czyli Marjamets shawl w kolorach jutrzenki :)

No... początkowo to to były kolory wieczoru, granat tam, fiolet. I nawet mimo świadomości, że dołożę na koniec róż, nazwa Zmierzchu trzymała się mocno. Ale jak już doczepiłam różowo-liliową nić, to Zmierzch płynnie przeszedł w Świt, lekceważąc takie rzeczy jak północ. Parę świtów w życiu widziałam, letnie są niezapomniane i właśnie różowe - takie prawdziwe świty, nie te, które się ogląda półprzytomnymi oczami, bo budzik zadzwonił o czwartej, a te, które się świadomie podziwia niejako "od tyłu", bo w ogóle nie kładło się spać.

czwartek, 10 grudnia 2015

025. Jaskółeczka



Ponieważ w ciągu ostatnich dwóch miesięcy moje druciane i szydełkowe szaleństwa cechowały się znacznym stopniem skomplikowania, potrzebowałam miłej, spokojnej odskoczni, przy której nie trzeba myśleć ani nawet na nią patrzeć, bo robi się sama. Złapałam estońskie Niebo, zwinęłam w ogromny kłąb i zaczęłam chustę. Taką normalną, bez żadnych fajerwerków, prawe i lewe na zmianę, z dodawaniem oczek na nitce poprzedniego rzędu. Coś jak w Festivalu, tylko bez dodatkowych pasów z innej włóczki, bo i po co, Niebo samo w sobie jest ładne, choć w fazie planowania miałam pomysł, by uzupełnić niebieskości czernią, żeby nazwa miała sens. Przypomniałam sobie jednak, że kanoniczna Jaskółeczka, którą się inspirowałam, była nie czarna, a biała*. Żeby zatem dopełnić skojarzenie, dorzuciłam śnieżnobiały  falbaniasty "ogon" :)

wtorek, 8 grudnia 2015

024. Świrnięta Begonia


Czyli Begonia Swirl według wzoru Carfield Ma. Piękna, wymagająca i złośliwa, prawdziwa femme fatale. 

Męczyłam się z nią ponad miesiąc, a pewnie nie skończyłabym do dziś, gdyby nie fakt, że, po pierwsze, jest to prezent podchoinkowy i po prostu musiał być ukończony w porę, a po drugie - Begonia zaanektowała mi żyłkę, która była potrzebna do drugiego projektu. Mam za mało żyłek, właściwie tylko trzy wymienne i kilka par drutów połączonych z żyłką na stałe. Ciągle sobie przypominam, że powinnam rozszerzyć asortyment, a najlepiej kupić wreszcie łączniki do żyłek - i ciągle o tym zapominam.

niedziela, 6 grudnia 2015

023. Uzupełnianie zasobów




Listopad był jakiś taki... z jednej strony niemrawy dziergalniczo, bo skończyłam tylko dwie chusty, z drugiej intensywny, bo rozgrzebałam sześć dodatkowych robótek o różnych gabarytach, przeznaczeniu i sposobie wykonania. Poza tym trochę sobie pochorowałam, trochę pochorowała sobie moja Mama, w dalszej rodzinie też nie było za wesoło... Generalnie nie miałam głowy do cykania zdjęć i pisania notek, ale powoli we wszystkim można zaobserwować poprawę z wyjątkiem pogody, więc mogę trochę odetchnąć i ogarnąć się robótkowo i życiowo.

Ta notka będzie taka trochę dla nabrania rozpędu (okazuje się, że przez miesiąc zapomniałam, jak się pisze wpisy na bloga!) - pokażę kawałek z gromadzonych na potęgę zapasów, bo, jak wiadomo, nie ma czegoś takiego, jak "za dużo włóczki". I co z tego, że żeby to wszystko pomieścić, musiałam opróżnić kolejną szufladę...