poniedziałek, 22 lutego 2016

034. Dylemat mam




Jestem chora. Paskudnie. Do tego stopnia, że nadaję się jedynie do leżenia i czytania, o czymkolwiek wymagającym koordynacji ruchowej nawet nie ma co mówić - o czym boleśnie się przekonałam, próbując wykończyć czarno-czerwonego Motleya: sześć rzędów do sprucia, bo oczka są koszmarnie nierówne i coś naplątałam na brzegu, przez co jedno oczko wyszło wielkie jak u wieloryba. No ale czego chcieć, jak się ręce trzęsą i co chwilę się kicha..?
Ze złości na samą siebie postanowiłam wreszcie dobrać koraliki do planowanej chusty, do czego zbierałam się już od jakiegoś czasu, tylko nie chciało mi się tego całego naboju wyciągać. Naboju - czyli samej włóczki i kilkudziesięciu torebek z koralikami. 
Włóczka to surowy jedwab, koraliki klasycznie - Toho, nawlokłam drugie na pierwszą i zadumałam się głęboko. Wcześniej drogą mozolnych wykluczeń, kalkulacji i rozważań wybrałam 10 kolorów, które pasowały mi estetycznie do bladozielonej nitki. No i z tych dziesięciu ani rusz nie mogę wybrać jednego. Waham się między ciemnym fioletem, brązem i szafirem - zielenie i turkusy po namyśle odrzuciłam, bo chcę ostrego kontrastu. 



Wzór to prawdopodobnie będzie Aeolian, z tym że koraliki będą tylko w borderze (bo po pierwsze, raz już robiłam Aeolian z całymi fajerwerkami, a po drugie - nie mam na stanie 850 koralików w jednym kolorze, a tyle wymaga cała chusta). Możliwe jednak, że znajdę coś innego, w co da się wrobić mnóstwo koralików i co mnie usatysfakcjonuje estetyką i poziomem skomplikowania. Szukam.

Chyba jednak będzie ciemny fiolet...

wtorek, 16 lutego 2016

033. Kudłaczę



Tak mi jakoś znienacka i rychło w czas przyszło do głowy, że skoro mam robić poncho z kudłatej włóczki, to dobrze byłoby tę włóczkę najpierw oswoić. Złapałam dropsową Melody, grubaśne druty, ogarnęłam mętlik w głowie - i kudłaczę.

Bo ta włóczka naprawdę jest kudłata. O, popatrzcie:

poniedziałek, 8 lutego 2016

032. Asymetria niedoskonała



Po skończeniu Jaskółeczki została mi jeszcze dobra połowa motka estońskiego Nieba. A że mama moja jedyna wyraziła chęć posiadania szyjogrzeja w tychże barwach (bo jej będzie pasował do zimowego płaszczyka), to pogrzebałam w stosie wydrukowanych wzorów, kierując się jedynie kryterium "czy mi włóczki wystarczy" i olewając dokumentnie wszelkie inne parametry, i znalazłam. Na Ravelry nosi toto nazwę "Od świtu do zmierzchu", ale ja już tę nazwę wykorzystałam, stąd u mnie figuruje po prostu jako Asymetryczne Niebo. Wzór o tyle ciekawy, że robi się nie od góry ani nie od dołu, tylko od jednego wąskiego końca (po prawej) do drugiego, stopniowo poszerzając, a następnie zwężając sekcję ściegu dżersejowego.