Im więcej dziergam, tym bardziej sobie uświadamiam, ile jeszcze mi zostało do nauczenia się, wypróbowania, sprawdzenia. Każda taka nowość to jak ukończenie kolejnego poziomu w grze :) Były nietypowe kształty chust, był sweter, był dwustronny żakard, a teraz są - skarpetki.
I od razu powiem, że to moja wielka miłość. Zakochałam się w robieniu skarpetek, choć zdawałoby się, że nie ma w tym nic romantycznego :) Póki co robię takie najprostsze, bez żadnych wzorów, ale że jakiegoś urozmaicenia jednak potrzebuję, to korzystam z włóczek melanżowych. Te tutaj skarpetki to efekt wygrzebania z czeluści szuflady motka Fabel Print w kolorze co najmniej wściekłym (Guacamole się toto nazywa). Gapiłam się na niego, usiłując sobie przypomnieć, skąd to się tu wzięło i po cóż, na litość Światłości, był mi potrzebny JEDEN motek włóczki, na dodatek mały, bo 50-gramowy. Nie przypomniałam sobie, pewnie przy okazji jakichś zakupów dorzuciłam z nadzieją, że coś wykombinuję.