poniedziałek, 9 stycznia 2017

045. Dla Orkiestry





Wielką Orkiestrę Świątecznej Pomocy wspieram... chyba od zawsze. Zdarzało mi się kwestować jako wolontariuszka, obowiązkowo co roku wrzucałam coś do puszki, potem - kiedy już mogłam sobie pozwolić - dokonywałam przelewów, a w tym roku postanowiłam wesprzeć jakoś tak bardziej namacalnie i - zachęcona zeszłorocznym przykładem - wystawiłam na aukcję świeżo ukończoną ażurową chustę. Informowałam o tym na Facebooku (i wszędzie, gdzie się dało), to teraz coś więcej o przedmiocie aukcji :)

Są takie wzory, które w upojeniu mogę trzaskać raz za razem, bo zachwyca mnie w nich każde oczko. Należy do nich Aeolian autorstwa Elizabeth Freeman. Wzór w oryginale tak bogaty, tak bizantyjski, że można by dostać oczopląsu - gdyby nie jednoczesna zadziwiająca harmonia. Ażury, koraliki, nupki - wszystko uporządkowane w płynnych, naturalnych liniach i kształtach. Przy tym wzór jest łatwy do modyfikacji, zarówno w kwestii wielkości, jak i wspomnianej bizantyjskości: wystarczy zredukować lub w ogóle zrezygnować z koralików i/albo nupków - i mamy czyste linie wzoru, gdzie wzrok nie "ucieka", zawieszając się na ozdobach.

czwartek, 5 stycznia 2017

044. Ostatni w roku





Jest Sylwester, jest impreza :) U mnie co prawda piżamowa, ale starsze pokolenie zabawę miało szampańską. I potrzebowało oprawy. Mama kupiła sukienkę, która aż prosiła się o dodatek w postaci eleganckiego, zwiewnego i eleganckiego szala. No to zrobiłam.

Jedwab, bo jedwab błyszczy szlachetnie, a przy tym blokuje się perfekcyjnie, więc mogłam poeksperymentować ze zwiewnością, nie martwiąc się, że ażur straci kształt. Koraliki, bo ma być wystrzałowo i błyszcząco (gdybym mogła, obsypałabym brokatem, bo to w końcu Sylwester), a poza tym naprawdę lubię z nimi pracować. Wzór Something Borrowed by Kathy Lang, bo już dawno o nim myślałam.

Efekt jest szampański :)

043. Ogień na śniegu





Taaak... Jak widać, wspomniana w poprzednim poście siła wyższa doznała przypływu dzikiej aktywności, zaprzęgła do pomocy siłę niższą i skutecznie odciągnęła mnie od dziergania i blogowania. Znaczy, od dziergania to tak może nie do końca, tyle że najpierw miałam przestój, w czasie którego patrzyłam na druty z obrzydzeniem, a potem zapadłam na przypadłość, objawiającą się zaczynaniem mnóstwa robótek i niekończeniem żadnej z nich. Doszło do tego, że zabrakło mi żyłek i drutów, bo wszystko było zajęte rozgrzebanymi udziergami!
No, ale już powoli wracam do formy. Na początek: prościzna, moja ulubiona, bo i chusta, i same prawe, i nowe włóczki wypróbowane.
Ogień na śniegu.