środa, 15 lipca 2015

003. Szal dla panny Pridd


Nie jest wielką tajemnicą, że jednym z moich absolutnie ulubionych cykli fantasy są „Odblaski Eterny” autorstwa Wiery Kamszy. Oprócz czystej przyjemności z czytania i obcowania z bohaterami, książki te dostarczają mi także niezłej inspiracji drucianej. Kiedy więc Intensywnie Kreatywna ogłosiła razemrobienie Shetland Shell Lace Scarf, nazwanego dla wygody Muszelkowym, a mój wybór padł na fioletowego Lace'a Dropsa, to już wiedziałam, że robię ten szal dla przedstawicielki rodu Priddów, w barwach którego znajdują się fiolet, złoto i srebro.


Rysunek poglądowy: herb domu Pridd (autor: Amok)

Fiolet jest oczywisty, szmaragd też, a jeśli chodzi o złoto, to w samym szalu nie bardzo je widać, ale koraliki mają złoty środek. Tu widać trochę lepiej:

 

Sam wzór, po angielsku, dostępny jest tu: Shetland Lace Shall, a po polsku u Intensywnie Kreatywnej.

Wzór na pierwszy rzut oka wygląda iście kosmicznie: naplątane prawe oczka, dwa razem na lewo, podwójne narzuty i koszmar, śniący się po nocach: piętnaście razem na lewo (sic!). Szczerze mówiąc, mimo że wzór urzekł mnie już wcześniej, to raczej nie odważyłabym się zmierzyć z nim samodzielnie. Głównie z tego względu, że angielski znam piąte przez dziesiąte i zwyczajnie miałabym obawy, że coś zrozumiałam źle. A pruć nie lubię, oj, nie lubię... Na szczęście IK przetłumaczyła i pokazała. I raptem okazało się, że to jest prosty, szybki do nauczenia się na pamięć wzór, wymagający jedynie nieco uwagi i staranności.

Czekałam na słoneczną pogodę, stąd te dekoracyjne plamy słońca :)


Ze strasznymi piętnastoma razem na lewo poradziłam sobie przy pomocy szydełka. Ponieważ jednak na szydełko przekładałam tylko oczka, a podwójne narzuty spuszczałam z drutu – co dawało długie oczka, tworzące muszelkę – to najtrudniejsze było tu uważać, by przełożyć faktycznie oczka, a spuścić narzuty, a nie przez pomyłkę spuścić oczko i przełożyć narzut. Jednak jakimś cudem nie pomyliłam się ani razu, nie spadło mi ani jedno oczko i zawsze robiłam podwójne narzuty tam, gdzie miały one być.

No bo skoro Muszelkowy...


Same podwójne narzuty to oddzielna epopeja. Mało tego, że musiałam pamiętać, by przerabiać je w następnym rzędzie odpowiednio, to jeszcze z racji wyjątkowej śliskości włóczki wyczyniały one na drutach istne cuda-wianki. A to się przekręciły – i trzeba było szukać nitki pomiędzy drutami, żeby zorientować się, z której strony drutu łapać oczko – a to nałożyły jeden na drugi i chrońcie bogowie przed przerobieniem w niewłaściwej kolejności, a to ukryły się pod oczkiem, a mnie ściekał po plecach zimny pot, że zapomniałam je zrobić... Ale tak ogólnie rzecz biorąc, to nie był to jakiś większy koszmar, raczej niesłychana upierdliwość i wynikała ona nie tyle z narzutów jako takich, tylko właśnie z rodzaju włóczki.




Poeksperymentowałam także z koralikami. Zachciało mi się je wrobić, bo mogłam i miałam pasujący kolor. Pasujący, czyli kontrastowy :) Mam na tym punkcie bzika, nie lubię dopasowywać koralików do koloru włóczki, tylko chcę, żeby się wyróżniały. Te akurat, szmaragdowe, są dość ciemne i na ciemnym fiolecie nie tak łatwo je od razu zobaczyć, ale taki właśnie miał być efekt: zaskoczenia, że o, tu coś jeszcze jest!
Też się trochę z nimi pomęczyłam. IK sugerowała wrabianie ich na szczycie muszelki, czyli od razu w następnym rzędzie po jej ściągnięciu. Ale mnie się nie spodobało: po pierwsze, te koraliki nie układały się idealnie na szczycie, tylko troszkę z boku. Nie żebym była perfekcjonistką, ale akurat w tym przypadku zgrzytało mi to niemiłosiernie. Po drugie, koraliki są małe (Toho 8/0) i beztrosko zjeżdżały pod te piętnaście oczek, tworzących muszelkę. I nagle zonk, bo miał być koralik, a jest puste miejsce. Nie, tak nie może być. Drogą błędów i wypaczeń eksperymentów wyszło mi, że najlepiej będzie przepuścić ten rząd i wrobić je w następnym, już po przerobieniu oczka, a podczas blokowania ułożyć tak, by były idealnie nad muszelką. Udało się i są, o:



Lace blokuje się jak złoto, zachwycona jestem efektem, ale muszę szczerze przyznać, że już po kilku powtórzeniach wzoru znudziło mi się dzierganie. Niby idzie to faktycznie szybko, przyrost robótki widać z miejsca, ale w kółko te same dwanaście rzędów, kiedy jedynym urozmaiceniem jest te 15 razem na lewo...
Niemniej jednak po wszelkich perypetiach szal dla panny Pridd jest gotowy, a ja wracam do Letniego Lnu i chyba sobie rozgrzebię jeszcze jedną robótkę, jako odskocznię.

Dziękuję Intensywnie Kreatywnej za razemrobienie!

2 komentarze: