Nie jest
wielką tajemnicą, że jednym z moich absolutnie ulubionych cykli
fantasy są „Odblaski Eterny” autorstwa Wiery Kamszy. Oprócz
czystej przyjemności z czytania i obcowania z bohaterami, książki
te dostarczają mi także niezłej inspiracji drucianej. Kiedy więc
Intensywnie Kreatywna ogłosiła razemrobienie Shetland Shell Lace
Scarf, nazwanego dla wygody Muszelkowym, a mój wybór padł na
fioletowego Lace'a Dropsa, to już wiedziałam, że robię ten szal
dla przedstawicielki rodu Priddów, w barwach którego znajdują się
fiolet, złoto i srebro.
Rysunek poglądowy: herb domu Pridd (autor: Amok) |
Fiolet jest oczywisty, szmaragd też, a jeśli chodzi o złoto, to w samym szalu nie bardzo je widać, ale koraliki mają złoty środek. Tu widać trochę lepiej:
Sam wzór,
po angielsku, dostępny jest tu: Shetland Lace Shall, a po polsku u Intensywnie Kreatywnej.
Wzór na
pierwszy rzut oka wygląda iście kosmicznie: naplątane prawe oczka,
dwa razem na lewo, podwójne narzuty i koszmar, śniący się po
nocach: piętnaście razem na lewo (sic!). Szczerze mówiąc, mimo że
wzór urzekł mnie już wcześniej, to raczej nie odważyłabym się
zmierzyć z nim samodzielnie. Głównie z tego względu, że
angielski znam piąte przez dziesiąte i zwyczajnie miałabym obawy,
że coś zrozumiałam źle. A pruć nie lubię, oj, nie lubię... Na
szczęście IK przetłumaczyła i pokazała. I raptem okazało się,
że to jest prosty, szybki do nauczenia się na pamięć wzór,
wymagający jedynie nieco uwagi i staranności.
Czekałam na słoneczną pogodę, stąd te dekoracyjne plamy słońca :) |
Ze
strasznymi piętnastoma razem na lewo poradziłam sobie przy pomocy
szydełka. Ponieważ jednak na szydełko przekładałam tylko oczka,
a podwójne narzuty spuszczałam z drutu – co dawało długie
oczka, tworzące muszelkę – to najtrudniejsze było tu uważać,
by przełożyć faktycznie oczka, a spuścić narzuty, a nie przez
pomyłkę spuścić oczko i przełożyć narzut. Jednak jakimś cudem
nie pomyliłam się ani razu, nie spadło mi ani jedno oczko i zawsze
robiłam podwójne narzuty tam, gdzie miały one być.
No bo skoro Muszelkowy... |
Same
podwójne narzuty to oddzielna epopeja. Mało tego, że musiałam
pamiętać, by przerabiać je w następnym rzędzie odpowiednio, to
jeszcze z racji wyjątkowej śliskości włóczki wyczyniały one na
drutach istne cuda-wianki. A to się przekręciły – i trzeba było
szukać nitki pomiędzy drutami, żeby zorientować się, z której
strony drutu łapać oczko – a to nałożyły jeden na drugi i
chrońcie bogowie przed przerobieniem w niewłaściwej kolejności, a
to ukryły się pod oczkiem, a mnie ściekał po plecach zimny pot,
że zapomniałam je zrobić... Ale tak ogólnie rzecz biorąc, to nie
był to jakiś większy koszmar, raczej niesłychana upierdliwość i
wynikała ona nie tyle z narzutów jako takich, tylko właśnie z
rodzaju włóczki.
Poeksperymentowałam
także z koralikami. Zachciało mi się je wrobić, bo mogłam i
miałam pasujący kolor. Pasujący, czyli kontrastowy :) Mam na tym
punkcie bzika, nie lubię dopasowywać koralików do koloru włóczki,
tylko chcę, żeby się wyróżniały. Te akurat, szmaragdowe, są
dość ciemne i na ciemnym fiolecie nie tak łatwo je od razu
zobaczyć, ale taki właśnie miał być efekt: zaskoczenia, że o,
tu coś jeszcze jest!
Też się
trochę z nimi pomęczyłam. IK sugerowała wrabianie ich na szczycie
muszelki, czyli od razu w następnym rzędzie po jej ściągnięciu.
Ale mnie się nie spodobało: po pierwsze, te koraliki nie układały
się idealnie na szczycie, tylko troszkę z boku. Nie żebym była
perfekcjonistką, ale akurat w tym przypadku zgrzytało mi to
niemiłosiernie. Po drugie, koraliki są małe (Toho 8/0) i beztrosko
zjeżdżały pod te piętnaście oczek, tworzących muszelkę. I
nagle zonk, bo miał być koralik, a jest puste miejsce. Nie, tak nie
może być. Drogą błędów i wypaczeń
eksperymentów wyszło mi, że najlepiej będzie przepuścić ten
rząd i wrobić je w następnym, już po przerobieniu oczka, a
podczas blokowania ułożyć tak, by były idealnie nad muszelką.
Udało się i są, o:
Lace blokuje
się jak złoto, zachwycona jestem efektem, ale muszę szczerze
przyznać, że już po kilku powtórzeniach wzoru znudziło mi się
dzierganie. Niby idzie to faktycznie szybko, przyrost robótki widać
z miejsca, ale w kółko te same dwanaście rzędów, kiedy jedynym
urozmaiceniem jest te 15 razem na lewo...
Niemniej
jednak po wszelkich perypetiach szal dla panny Pridd jest gotowy, a
ja wracam do Letniego Lnu i chyba sobie rozgrzebię jeszcze jedną
robótkę, jako odskocznię.
Dziękuję
Intensywnie Kreatywnej za razemrobienie!
Śliczności. <3
OdpowiedzUsuńDziękuję! :)
Usuń