sobota, 1 sierpnia 2015

006. Festivalowa radość


W poprzednim wpisie wrzuciłam zajawkę mojej aktualnej odskoczni od robienia koca dla E. Donoszę z radością, że takoż odskocznia, jak i koc, są już skończone. Koc czeka jeszcze na upranie – bo ja czekam na pogodę, żeby mi szybko wysechł na pieprz, a nie smętnie zwisał ze sznurka przez parę dni. Odskocznia natomiast została już uprana, wysuszona i obfocona :)




Robiłam z estońskiej wełny artystycznej w kolorze nazwanym poetycko Festival, stąd właśnie tytuł dzisiejszego wpisu i nazwa samej chusty. Jej dzierganie sprawiło mi autentyczną radość – po pierwsze dlatego, że kolory Festivalu są fantastyczne, samo farbowanie hipnotyzujące (no, kiedy, kiedy następny kolor?!), a wzór łatwy, przyjemny i niewymagający specjalnego myślenia. Dziergać, nie umierać! :)



Inspiracją... no dobrze, czymś więcej niż tylko inspiracją, była dla mnie Tęczowa Chusta IK. Zrobiłam swoją dokładnie w taki sam sposób – 30 rzędów koloru i 6 rzędów bieli na przemian. Pobawiłam się też trochę fakturą: pasy kolorowe są robione dżersejem, a białe ściegiem francuskim. Daje to fajny efekt, bo francuz jest bardziej mięsisty i trójwymiarowy – wystaje nieco i chusta jest jakby żeberkowana. 




Oczka przy brzegu i oczku środkowym dodawałam na nitce poprzedniego rzędu. Zastanawiałam się nad tradycyjnymi narzutami, co dałoby mi „drabinkę” na samym środku chusty, ale ostatecznie postanowiłam, że nie chcę dziur. Niemniej jednak to dodawanie i tak widać, zarówno na środku, jak i przy brzegach.



Zmiana koloru... O, tu się namęczyłam. Nie tyle z samym sposobem, bo IK pokazała go bardzo dokładnie, ale z tym, żeby te wszystkie nici dociągnąć, bo miały tendencje do zwisania, a oczka zrobić ścisło, bo próbowały się rozciągać. Ułatwiłam sobie też pracę z chowaniem nitek, tam, gdzie się dało, wrabiając je od razu w dzianinę, żeby po skończeniu robótki nie musieć zabezpieczać ich szydełkiem. Po prostu kilkanaście pierwszych oczek robiłam podwójną nitką. Z bliska to widać, ale na tle całej chusty ta podwójność jest absolutnie niedostrzegalna. Po upraniu włóczka pozaczepiała się o siebie na amen i gdybym chciała to teraz spruć, to musiałabym się nieźle namęczyć :) Nitkę koloru prowadziłam po lewej stronie białego paska, bez obcinania, bo pasek był krótki. W przeciwieństwie do kolorowego, gdzie biel musiałam już ciąć i dołączać ponownie po 30 rzędach koloru.



Dolną białą plisę zrobiłam nieco szerszą niż paski w centrum chusty, z kolei ten ostatni pas koloru jest węższy od pozostałych; kolor ma 16 rzędów, a biel 14, co razem daje 30 – czyli tyle, ile mają kolorowe pasy w środku chusty. Dołożyłam też plisę na górze, bo mi pasowała estetycznie :) Oczka zamykałam w ten sposób, żeby na samiutkim brzegu wyszedł łańcuszek, o taki:



Po pierwsze, ładnie wygląda, a po drugie, jest elastyczny, co pozwoliło na porządne naciągnięcie chusty przy blokowaniu.


Wyszła spora: 136 cm szerokości i 94 cm wysokości. Pranie zmiękczyło wełnę i nie jest już taka szorstka, ale omal nie dostałam zawału, kiedy po włożeniu chusty do wody czerwień puściła farbę. I to mocno! Pospiesznie wyciągnęłam chustę, zmieniłam wodę na taką bez dodatku płynu i wypłukałam porządnie ze cztery razy. Chwała wszystkim dziewiarskim bogom, nic nie zdążyło zafarbować.




To trochę o włóczce. Estońska artystyczna to 100% wełny i posiada wszystkie cechy tejże wełny. Jest szorstka, gryzie, a po namoczeniu śmierdzi nieziemsko :) Pierwszy raz pracowałam z czystą wełną o takiej grubości (400m/100g) i początkowo ta jej szorstkość dosłownie raniła mi palce. Skóra w miejscu, gdzie przesuwała się nić, bolała i była zaczerwieniona. Bałam się nawet, że to jakaś reakcja alergiczna, choć jak żyję nie miałam uczulenia na wełnę. Na szczęście po kilku dniach przeszło i mogłam dziergać bez żadnych nieprzyjemnych efektów. Poza tym już w trakcie robienia czułam, jak włóczka – przechodząc przez palce – staje się łagodniejsza i mięknie. Woda dopełniła dzieła i Festivalowa radość, choć nie jest idealnie gładka i przytulaśna, to jednak nie gryzie. A w każdym razie nie za mocno :)

Farbowanie – poezja. Co zresztą widać. Pasma koloru są długie, ale to przejścia między kolorami mnie zachwycają. Są takie delikatne, takie stopniowe, że w zasadzie trudno dokładnie pokazać, gdzie kończy się jedna barwa, a zaczyna następna. Aktualnie estonka to moja ulubiona włóczka i już wiem, że zrobię z niej jeszcze niejedną rzecz. Zreszta – już robię:) Tym razem w kolorach energetycznej żółci, pomarańczy i czerwieni. A w kolejce czeka Tęcza, niebiesko-białe Niebo i szaro-rudo-pomarańczowo-brązowy Keks :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz