Podjęłam w
końcu desperacką decyzję i postanowiłam wziąć się za coś
poważniejszego i o większym stopniu skomplikowania niż chusty.
Czyli za odzież. Padło na letnią bluzkę, koniecznie z lnu, bo w
czasie upałów nie znoszę sztuczności, a bawełna jest za bardzo
kapryśna dla początkującej dziewiarki.
No fajnie.
Len, znaczy. To sobie zrobiłam próbkę, wyprałam jak producent
przykazał, upięłam ładnie... I potrwałam sobie nad nią w
zamyśleniu. Bo to, co widziałam, nijak miało się do tego, co
spodziewałam się zobaczyć. O, proszę: