wtorek, 22 marca 2016

037. Przetestowane



Jakiś czas temu (tak coś około trzech miesięcy) popełniłam swoje pierwsze mitenki na drutach. Mitenki uwielbiam, w sezonie jesienno-zimowym noszę nałogowo i sama się dziwię, że zrobienie ich własnoręcznie zabrało mi aż tyle czasu. To znaczy, nie, źle się wyraziłam - samo zrobienie, od nabrania oczek na jedną po zamknięcie ich na drugiej, zajęło mi dwa dni. Ale zanim ja się zebrałam...

Po pierwsze, robiłam całkowicie na intuicji. Nie obejrzałam żadnego tutorialu, nie zajrzałam do żadnego wzoru. Odrysowałam swoją łapkę na kartce papieru, obmierzyłam wszystko trzy razy, a potem dla pewności jeszcze raz, zrobiłam próbkę, a nawet dwie, przeliczyłam oczka, podumałam, co właściwie chcę zrobić... Wszystko zapisywałam. Potem zapiski musiały nabrać mocy urzędowej, a ja musiałam nabrać odwagi. Wreszcie uznałam, że już pora, capnęłam druty i włóczkę, i zrobiłam.


Intuicyjne mitenki są nieco koślawe, bo dopiero przy palcu popatrzyłam, jak robią to fachowcy. I okazało się, że trochę schrzaniłam moment poszerzania mitenki przy podstawie kciuka, trzeba było zrobić to bardziej symetrycznie, a nie jednostronnie. Za to bardzo dobrze wyliczyłam wszystkie długości i obwody, aż sama byłam zdziwiona, że notatki zgodziły się z rzeczywistością jak w szwajcarskim zegarku. I nie ma dziur na łączeniu między kciukiem a resztą mitenki, z czego jestem niesamowicie dumna :) Podobnie jak z tego, że metodę magic loop opanowałam doskonale, bo "drabinki" nie ma nigdzie, nawet na przejściach między prawym i lewym oczkiem w ściągaczu.



Za to trochę mi zaszwankowała logistyka i kciuk robiłam na drutach z żyłką długości 150 cm (sic!). W dodatku niczego mnie to niezapomniane doświadczenie nie nauczyło, bo kilka dni temu znów nie przemyślałam sprawy dokładnie i popełniłam ten sam błąd. W ogóle, dlaczego ja nie mam wymiennych drutów 3,5, skoro to mój ulubiony rozmiar..? Wszystkie trzy pary są na stałych żyłkach, trzeba to szybko naprawić. Dobra, koniec dygresji, wracamy do meritum.

Mitenki są też testowe, nie tylko ze względu na fakt, że to moje pierwsze tego typu dzieło, ale głównie dlatego, że testowałam włóczkę Elian Klasik Tapestry, którą w tym celu otrzymałam od Sklep-iku. Testowałam porządnie, bo nie chodziło tylko o samo zrobienie czegoś z niej, ale i o sprawdzenie, jak włóczka zachowa się po kilku miesiącach użytkowania. Intensywnego użytkowania, bo to były mitenki, które zakładałam przy każdym wyjściu z domu, a trochę tego było.



Elian Klasik Tapestry (256 m/100 g), jak podaje producent, to włóczka w stu procentach akrylowa. I to się czuje. Nie gryzie, nie, ale jest nieco szorstki. Aczkolwiek muszę przyznać, że na metalowych drutach nie trzeszczy, jak to się zdarza innym akrylom, a przesuwa normalnie, niemal jak zwykła wełna. O wiele bardziej trzeszczy mi na drutach aktualnie wykorzystywany Drops Fabel, mimo że w składzie ma tylko 25% poliamidu, reszta to czysta wełna. Niemniej jednak ze względu na tę szorstkość i ogólne wrażenie sztuczności nie poleciłabym Tapestry na ubranka dla dzieci. Na kocyk - może, pod warunkiem, że byłby to kocyk, nie stykający się bezpośrednio ze skórą dziecka, a taki na przykład do wózka. Bo poza wszystkim to jest ciepła włóczka.

Kolorystyka powalająca :) Farbowanie idzie w dwóch sekwencjach: najpierw kilka kolorów o krótkich odcinkach, potem jeden kolor sporo dłuższy, potem znów krótkie, potem kolejny dłuższy, i tak w koło Macieju. Przejścia między kolorami są ostre, niemal jak ucięte nożem - stąd w środku okrążenia mamy taki przeskok: jedno oczko żółte, a już następne - czerwonobrązowe:


Plusem jest to, że te sekwencje są równe, dzięki czemu można sobie dopasować kolory do dzierganych wyrobów, szczególnie jeśli robi się coś parzystego. U mnie nie do końca wyszło równo, bo na samym początku ucięłam kawałek włóczki, żeby przyczepić go do etykietki (a tę schować potem do specjalnego segregatora, taka kolekcja metka+próbka jest niezbędna, kiedyś pokażę), a potem przy pruciu próbki zrobił się węzeł i łatwiej było go odciąć niż próbować rozplątać. Stąd różnice: mankiety prawej mitenki mają dłuższy odcinek melanżu, za to w ogóle nie ma  jednolitego brązu na kciuku. Układ kolorystyczny jest jednak taki sam, przez co wspomniane różnice nie rzucają się w oczy. 

Generalnie taka włóczka, ze względu na kolorystykę, nadaje się przede wszystkim do czegoś o równej szerokości, gdzie nie ma zbyt wiele dodawania i odejmowania oczek. Powstrzymałabym się też przed skomplikowanymi wzorami, czy to ażurowymi, czy to fakturowymi; choć przyszło mi do głowy, że na tym jednolitym odcinku  można zrobić jakiś mały motyw warkoczowy albo taki z zastosowaniem kombinacji prawych i lewych oczek.



Producent zaleca druty w rozmiarze od 3,5 do 4,0. Mitenki robiłam na tych z dolnej granicy, czyli 3,5, co dało mi zwartą dzianinę, bez dziur, a do tego bardzo ładne i równe oczka, aż sama siebie podziwiam :) Dzianina jest lekko sztywna, tak akurat do trzymania formy. Cieńsze druty - zrobiłam próbkę na 3,0 - spowodowały, że dostałam coś o sztywności kartonu. 

Jak pisałam, mitenki były użytkowane intensywnie, prane kilkakrotnie - i w ogóle tego po nich nie widać. Włóczka puściła leciutko farbę tylko przy pierwszym praniu, potem wcale. Nie jest wyblakła. Nie jest zmechacona, mimo że ma drobniutki włosek. Ściągacz się nie rozciągnął, oczka nadal pozostają równiutkie. Bardzo dobry akryl na rzeczy, które będą często noszone, nieraz w ekstremalnych warunkach ;)

Dziękuję Intensywnie Kreatywnej za udostępnienie motka testowego :) 



2 komentarze: