piątek, 30 października 2015

022. Zielono mi





Zielono mi było od chwili, kiedy zobaczyłam tę wersję kolorystyczną Haapsalu - głęboka, ciemna, butelkowa zieleń, której niestety mój aparat nie jest w stanie oddać w pełni - wychodzi albo szarość, albo, no owszem, zieleń, tylko jakaś nie taka.

czwartek, 29 października 2015

021. Piękną mamy zimę tej jesieni :)




Październik, październik... a zaśnieżyło :) Śnieżynki są efektem moich szydełkowych weekendów, idei, podpatrzonej u Intensywnie Kreatywnej, a polegającej na tym, że na jeden dzień w tygodniu zapominam o drutach i łapię za coś innego - w moim przypadku jest to szydełko, co do którego mam wielkie plany oraz równie wielką niechęć. No nie leży mi ono, choćbym pękła! 

piątek, 23 października 2015

020. Dużo kolorowego dobra



Dawno włóczek nie kupowałam :) A przynajmniej nie w ilościach hurtowych na zasadzie "co się nawinie pod rękę". No to właśnie to niedopatrzenie nadrobiłam :)

Przytargałam dzisiaj z poczty paczkę, otworzyłam i napatrzeć się nie mogę. Sprecyzowane plany mam w zasadzie tylko co do czerwonego YarnArta - Mama przebąkuje coś na temat świątecznego bieżnika na stół, a że wpadł mi w oko stosunkowo prosty i niespecjalnie czasochłonny wzór, to dlaczego by nie zrobić. Jakoś go wcisnę, plan robótkowy jest napięty, ale spanie właściwie jest przereklamowane.

Mniej sprecyzowane plany mam co do dropsowego turkusu. Szal, ażurowy oczywiście, z dodatkiem złotych koralików, bo dawno nie koralikowałam, a bardzo to lubię. Tylko jeszcze wzór wybrać. Reszta będzie leżała i czekała na pomysł, czas i chęć :)

Zdjęcia niespecjalne, bo pogoda za oknem parszywa - pada i pada. I nie mogę pokazać tego wszystkiego, co udziergałam i co czeka na zmiłowanie i słońce :( To powyżej robiłam bez flesza, więc rozmazane, za to dość dobrze oddaje kolory. A poniżej zdjęcie z fleszem, ciemne jak nie wiem co, za to widać, które włóczki mają połysk :)




A w ogóle to do końca roku Drops ma promocję na włóczki z alpacą :) Zapcham sobie włóczkowy schowek zapasami na cały przyszły rok, bo na pewno zamówię jeszcze parę(naście) motków. Lima mi się marzy. I Andes. I Melody... I nawet nie po to, żeby coś z nich mieć, tylko żeby tak po prostu udziergać.


czwartek, 15 października 2015

019. Granatowego barteru część druga i piękniejsza



Pamiętacie Granatowy barter? Zrobiłam granatową chustę i w zamian miałam otrzymać COŚ. COŚ dzisiaj właśnie dotarło :)



Bransoletka, którą sobie zamówiłam u Kobalaminy, choć zazwyczaj bransoletek nie noszę, ale taką z granatów to bardzo chciałam mieć. A że pod koniec października mam urodziny, okrągłe takie w dodatku, to pomyślałam: "A właściwie czemu by nie?"

Prezent urodzinowy przyszedł dziesięć dni wcześniej, znaczy, mogę już rozpoczynać świętowanie :)

Ale nie przyszedł sam, o nie. Miał towarzystwo.
Kolczyki. 



Jeżujeżujeżu, wpadłam w zachwyt i trwać w nim będę jeszcze długo, bo to śliczny komplet jest! O, sami popatrzcie :)



Zdjęcia były robione w afekcie z absolutnym zlekceważeniem zasad dobrej fotografii, stąd nie widać tego wewnętrznego, szkarłatnego ognia granatów, ale uwierzcie, on tam jest :)
Trochę udało się go złapać tutaj:



A tak wygląda na mojej łapce:



Borem a prawdą, kiedy wyjęłam bransoletkę z pudełeczka, pierwszą moją myślą było: "Cholera, rąbnęłam się przy podawaniu obwodu nadgarstka". Bransoletka wyglądała na zbyt małą - ale nie, Kobaś to profesjonalistka, bransoletka leży jak ulał! I to jest jeszcze jeden powód do zachwytu: rzadko noszę bransoletki, bo denerwuje mnie ich "samodzielność" - a to się okręcą, a to zjadą do łokcia, a to w ogóle spadną (mam wąską dłoń, obwód nadgarstka to 14 cm, więc tego...). A granatowa siedzi idealnie! Jak zapięłam, tak została. No mówię, ideał!


Kobasiu, bardzo, bardzo Ci dziękuję! :* I za bransoletkę, i za kolczyki, i za kartkę, i w ogóle za wszystko :) Zdobyłaś stałą klientkę, a może i dwie, bo moja Mama stwierdziła, że takiej piękności to jeszcze nie widziała i ona też chce taką, tylko jeszcze musi się zdecydować co do koloru :)

Dziękuję jeszcze raz!


wtorek, 13 października 2015

018. Uspokajające zajęcie, mówili...



Natknęłam się w runetach na takie cudo:



Taaak... Widzę podobieństwo, podobieństwo widzę! Mam rozgrzebane trzy regularne robótki, czwartą dziergam z doskoku, w planach jeszcze z osiem (tak, tych planach "nie do ruszenia"), a na dokładkę umyśliłam sobie, że przydałby się bieżnik na świąteczny stół. Nie mówiąc już o tym, że znienacka dopadła mnie chęć wydziergania okrągłego ażurowego obrusa... 

To ja idę, wykończę Alpinki, a potem pomedytuję, jaką włóczkę z Alpaca Party Dropsa chcę...

piątek, 9 października 2015

017. A miało być romantycznie...






No miało być. Jakaś Jesienna Tęcza, Jesienna Radość, Tęczowy Październik, takie tam. Figę. Jest krótko, celnie i na temat.

Homopropaganda.

I nie, to nie mój wymysł, bo ja z tęczą skojarzenia mam niewinne :) Orszula sobie wymyśliła, Orszula ma i Orszula będzie homopropagować Bydgoszcz, czy Bydgoszczy się to podoba, czy nie :)
Filozoficznie stwierdziłam, że nazwy przychodzą same, skoro szal chce być Homopropagandą, to nie będę się z nim kłócić.

Sprawczynią zamieszania jest oczywiście Aade Long Rainbow w połączeniu ze wzorem Kierana Foleya. Muszę przyznać, że nie bardzo rozumiałam wszechobecne zachwyty nad tym akurat farbowaniem, bo ani w preclu, ani w kłębku nie wygląda toto jakoś wyjątkowo - no, kolorowe, no, dużo tych kolorów, ale tworzą one raczej oczopląśny misz-masz niż coś, na widok czego wpada się w amok, a ręce zaczynają drżeć z nieopanowanego pragnienia wrzucenia tej włóczki na druty już-teraz-zaraz-natychmiast.

sobota, 3 października 2015

016. Inspiracje. Poncho




Nie bardzo mam na razie co pokazać, bo wszystkie trzy aktualnie rozgrzebane robótki są w różnym stopniu zaawansowania: jedna się kończy, druga jest w połowie (i to tej łatwiejszej, ale też mniej efektownej połowie), w trzeciej przerobiłam zaledwie trzy rzędy... A przy tym wszystkie trzy są na tyle łatwe i na tyle mam je opanowane, że przy dzierganiu zajęte mam ręce, a umysł wolny (mechaniczne liczenie do piętnastu się nie liczy). No to myślę. I wymyśliłam.

Zaplanowałam sobie cykl wpisów, zatytułowany "Inspiracje". Czyli zawierający to wszystko, co mnie szarpnie w poczucie estetyki, a będzie się nadawało do zrobienia - tak w całości, jak i pod względem wykorzystania konkretnego elementu ozdobnego czy rozwiązania technicznego. Nie obiecuję regularności, ale obiecuję, że cykl nie skończy się na trzech wpisach :)

Poncho. Mam ich jakieś dwanaście sztuk (licząc z tymi posiadanymi przez Mamę, bo poncho to jedyna sztuka ubrania, którą można się wymieniać bez względu na rozmiary :) ), w tym jedno zrobione przez siebie, ale nie jest to moje ostatnie słowo w tym temacie, o nie..! Poncho mogę nosić wiosną, latem i jesienią, zimą na upartego też, jeśli jest wyjątkowo mroźna.

Jakoś tak podświadomie przy kupowaniu poncho wybieram zawsze spokojne kolory, które mogą się łączyć pod względem kolorystycznym dosłownie ze wszystkim: beże, brązy, szarości, ecru, biel, czerń... Jest to praktyczne, nie powiem, ale znienacka dotarło do mnie, że już więcej takich nie chcę. Chcę coś w zdecydowanych kolorach, coś, co zrobi całą stylizację, a nie jedynie będzie jej uzupełnieniem. Mam czerwone, tak, ale to za mało! Brakuje mi niebieskiego, zielonego, fioletowego...