środa, 30 grudnia 2015

029. Plany, plany...




To, co widzicie powyżej, jest efektem nie nagłego ataku na fabrykę włóczek, a konieczności dokonania inwentaryzacji posiadanych zasobów. Która to konieczność zaatakowała mnie z siłą huraganu, bo zasiadłam do układania planów robótkowych na nowy rok. I jednym z tych planów było ograniczenie włóczkowych zakupów, bo motki powoli przestają mi się mieścić w szafie... Trzeba więc było skonfrontować stan posiadania z planami projektów tak, żeby wszystko się zgodziło jak w szwajcarskim zegarku :)

No. Zatem jak już wiem, co mam, co dokupić MUSZĘ (a nie: CHCĘ), to plany wyglądają tak...

piątek, 25 grudnia 2015

028. Znienacek



Mama moja jedyna zastrzeliła mnie informacją, że potrzebuje czapki. Informacja przebijała się do mojej świadomości dość długo, bo jako żywo nie widziałam mamy w tej części garderoby, a ona sama przyznaje, że ostatni raz nosiła takie akcesorium podczas zimy stulecia. No ale teraz doszła do wniosku, że nie jest już najmłodsza, a poza tym miała ostatnio spore problemy ze zdrowiem, na dodatek jest zima - ergo, czapkę będzie nosić. I to już od teraz.

Fajnie, słusznie, popieram jak najbardziej - ale ja w życiu nie robiłam czapki i robić nie zamierzałam, nie wiem, od czego zacząć, nie mam włóczki, nie umiem. Na delikatną sugestię, żeby może lepiej kupić, uzyskałam odpowiedź, że kupowanej nosić nie będzie, bo nie znajdzie takiej, jaką ona chce. A chce lekką, cienką, w miarę luźną, ale nie spadającą na oczy, z jasnej włóczki, kremowej najlepiej, z minimalnym ściągaczem... dużo tego było.

czwartek, 24 grudnia 2015

027. Świąt spokojnych, świąt wesołych...




...ciepła w domu, mrozu za oknem, domyślnego Mikołaja, mnóstwa czasu dla siebie, wypoczynku, nienerwowej atmosfery, a w Nowym Roku - empatii, życzliwości, szalonych pomysłów i uśmiechu każdego dnia :)


 

niedziela, 13 grudnia 2015

026. Od zmierzchu do świtu



...czyli Marjamets shawl w kolorach jutrzenki :)

No... początkowo to to były kolory wieczoru, granat tam, fiolet. I nawet mimo świadomości, że dołożę na koniec róż, nazwa Zmierzchu trzymała się mocno. Ale jak już doczepiłam różowo-liliową nić, to Zmierzch płynnie przeszedł w Świt, lekceważąc takie rzeczy jak północ. Parę świtów w życiu widziałam, letnie są niezapomniane i właśnie różowe - takie prawdziwe świty, nie te, które się ogląda półprzytomnymi oczami, bo budzik zadzwonił o czwartej, a te, które się świadomie podziwia niejako "od tyłu", bo w ogóle nie kładło się spać.

czwartek, 10 grudnia 2015

025. Jaskółeczka



Ponieważ w ciągu ostatnich dwóch miesięcy moje druciane i szydełkowe szaleństwa cechowały się znacznym stopniem skomplikowania, potrzebowałam miłej, spokojnej odskoczni, przy której nie trzeba myśleć ani nawet na nią patrzeć, bo robi się sama. Złapałam estońskie Niebo, zwinęłam w ogromny kłąb i zaczęłam chustę. Taką normalną, bez żadnych fajerwerków, prawe i lewe na zmianę, z dodawaniem oczek na nitce poprzedniego rzędu. Coś jak w Festivalu, tylko bez dodatkowych pasów z innej włóczki, bo i po co, Niebo samo w sobie jest ładne, choć w fazie planowania miałam pomysł, by uzupełnić niebieskości czernią, żeby nazwa miała sens. Przypomniałam sobie jednak, że kanoniczna Jaskółeczka, którą się inspirowałam, była nie czarna, a biała*. Żeby zatem dopełnić skojarzenie, dorzuciłam śnieżnobiały  falbaniasty "ogon" :)

wtorek, 8 grudnia 2015

024. Świrnięta Begonia


Czyli Begonia Swirl według wzoru Carfield Ma. Piękna, wymagająca i złośliwa, prawdziwa femme fatale. 

Męczyłam się z nią ponad miesiąc, a pewnie nie skończyłabym do dziś, gdyby nie fakt, że, po pierwsze, jest to prezent podchoinkowy i po prostu musiał być ukończony w porę, a po drugie - Begonia zaanektowała mi żyłkę, która była potrzebna do drugiego projektu. Mam za mało żyłek, właściwie tylko trzy wymienne i kilka par drutów połączonych z żyłką na stałe. Ciągle sobie przypominam, że powinnam rozszerzyć asortyment, a najlepiej kupić wreszcie łączniki do żyłek - i ciągle o tym zapominam.

niedziela, 6 grudnia 2015

023. Uzupełnianie zasobów




Listopad był jakiś taki... z jednej strony niemrawy dziergalniczo, bo skończyłam tylko dwie chusty, z drugiej intensywny, bo rozgrzebałam sześć dodatkowych robótek o różnych gabarytach, przeznaczeniu i sposobie wykonania. Poza tym trochę sobie pochorowałam, trochę pochorowała sobie moja Mama, w dalszej rodzinie też nie było za wesoło... Generalnie nie miałam głowy do cykania zdjęć i pisania notek, ale powoli we wszystkim można zaobserwować poprawę z wyjątkiem pogody, więc mogę trochę odetchnąć i ogarnąć się robótkowo i życiowo.

Ta notka będzie taka trochę dla nabrania rozpędu (okazuje się, że przez miesiąc zapomniałam, jak się pisze wpisy na bloga!) - pokażę kawałek z gromadzonych na potęgę zapasów, bo, jak wiadomo, nie ma czegoś takiego, jak "za dużo włóczki". I co z tego, że żeby to wszystko pomieścić, musiałam opróżnić kolejną szufladę...

piątek, 30 października 2015

022. Zielono mi





Zielono mi było od chwili, kiedy zobaczyłam tę wersję kolorystyczną Haapsalu - głęboka, ciemna, butelkowa zieleń, której niestety mój aparat nie jest w stanie oddać w pełni - wychodzi albo szarość, albo, no owszem, zieleń, tylko jakaś nie taka.

czwartek, 29 października 2015

021. Piękną mamy zimę tej jesieni :)




Październik, październik... a zaśnieżyło :) Śnieżynki są efektem moich szydełkowych weekendów, idei, podpatrzonej u Intensywnie Kreatywnej, a polegającej na tym, że na jeden dzień w tygodniu zapominam o drutach i łapię za coś innego - w moim przypadku jest to szydełko, co do którego mam wielkie plany oraz równie wielką niechęć. No nie leży mi ono, choćbym pękła! 

piątek, 23 października 2015

020. Dużo kolorowego dobra



Dawno włóczek nie kupowałam :) A przynajmniej nie w ilościach hurtowych na zasadzie "co się nawinie pod rękę". No to właśnie to niedopatrzenie nadrobiłam :)

Przytargałam dzisiaj z poczty paczkę, otworzyłam i napatrzeć się nie mogę. Sprecyzowane plany mam w zasadzie tylko co do czerwonego YarnArta - Mama przebąkuje coś na temat świątecznego bieżnika na stół, a że wpadł mi w oko stosunkowo prosty i niespecjalnie czasochłonny wzór, to dlaczego by nie zrobić. Jakoś go wcisnę, plan robótkowy jest napięty, ale spanie właściwie jest przereklamowane.

Mniej sprecyzowane plany mam co do dropsowego turkusu. Szal, ażurowy oczywiście, z dodatkiem złotych koralików, bo dawno nie koralikowałam, a bardzo to lubię. Tylko jeszcze wzór wybrać. Reszta będzie leżała i czekała na pomysł, czas i chęć :)

Zdjęcia niespecjalne, bo pogoda za oknem parszywa - pada i pada. I nie mogę pokazać tego wszystkiego, co udziergałam i co czeka na zmiłowanie i słońce :( To powyżej robiłam bez flesza, więc rozmazane, za to dość dobrze oddaje kolory. A poniżej zdjęcie z fleszem, ciemne jak nie wiem co, za to widać, które włóczki mają połysk :)




A w ogóle to do końca roku Drops ma promocję na włóczki z alpacą :) Zapcham sobie włóczkowy schowek zapasami na cały przyszły rok, bo na pewno zamówię jeszcze parę(naście) motków. Lima mi się marzy. I Andes. I Melody... I nawet nie po to, żeby coś z nich mieć, tylko żeby tak po prostu udziergać.


czwartek, 15 października 2015

019. Granatowego barteru część druga i piękniejsza



Pamiętacie Granatowy barter? Zrobiłam granatową chustę i w zamian miałam otrzymać COŚ. COŚ dzisiaj właśnie dotarło :)



Bransoletka, którą sobie zamówiłam u Kobalaminy, choć zazwyczaj bransoletek nie noszę, ale taką z granatów to bardzo chciałam mieć. A że pod koniec października mam urodziny, okrągłe takie w dodatku, to pomyślałam: "A właściwie czemu by nie?"

Prezent urodzinowy przyszedł dziesięć dni wcześniej, znaczy, mogę już rozpoczynać świętowanie :)

Ale nie przyszedł sam, o nie. Miał towarzystwo.
Kolczyki. 



Jeżujeżujeżu, wpadłam w zachwyt i trwać w nim będę jeszcze długo, bo to śliczny komplet jest! O, sami popatrzcie :)



Zdjęcia były robione w afekcie z absolutnym zlekceważeniem zasad dobrej fotografii, stąd nie widać tego wewnętrznego, szkarłatnego ognia granatów, ale uwierzcie, on tam jest :)
Trochę udało się go złapać tutaj:



A tak wygląda na mojej łapce:



Borem a prawdą, kiedy wyjęłam bransoletkę z pudełeczka, pierwszą moją myślą było: "Cholera, rąbnęłam się przy podawaniu obwodu nadgarstka". Bransoletka wyglądała na zbyt małą - ale nie, Kobaś to profesjonalistka, bransoletka leży jak ulał! I to jest jeszcze jeden powód do zachwytu: rzadko noszę bransoletki, bo denerwuje mnie ich "samodzielność" - a to się okręcą, a to zjadą do łokcia, a to w ogóle spadną (mam wąską dłoń, obwód nadgarstka to 14 cm, więc tego...). A granatowa siedzi idealnie! Jak zapięłam, tak została. No mówię, ideał!


Kobasiu, bardzo, bardzo Ci dziękuję! :* I za bransoletkę, i za kolczyki, i za kartkę, i w ogóle za wszystko :) Zdobyłaś stałą klientkę, a może i dwie, bo moja Mama stwierdziła, że takiej piękności to jeszcze nie widziała i ona też chce taką, tylko jeszcze musi się zdecydować co do koloru :)

Dziękuję jeszcze raz!


wtorek, 13 października 2015

018. Uspokajające zajęcie, mówili...



Natknęłam się w runetach na takie cudo:



Taaak... Widzę podobieństwo, podobieństwo widzę! Mam rozgrzebane trzy regularne robótki, czwartą dziergam z doskoku, w planach jeszcze z osiem (tak, tych planach "nie do ruszenia"), a na dokładkę umyśliłam sobie, że przydałby się bieżnik na świąteczny stół. Nie mówiąc już o tym, że znienacka dopadła mnie chęć wydziergania okrągłego ażurowego obrusa... 

To ja idę, wykończę Alpinki, a potem pomedytuję, jaką włóczkę z Alpaca Party Dropsa chcę...

piątek, 9 października 2015

017. A miało być romantycznie...






No miało być. Jakaś Jesienna Tęcza, Jesienna Radość, Tęczowy Październik, takie tam. Figę. Jest krótko, celnie i na temat.

Homopropaganda.

I nie, to nie mój wymysł, bo ja z tęczą skojarzenia mam niewinne :) Orszula sobie wymyśliła, Orszula ma i Orszula będzie homopropagować Bydgoszcz, czy Bydgoszczy się to podoba, czy nie :)
Filozoficznie stwierdziłam, że nazwy przychodzą same, skoro szal chce być Homopropagandą, to nie będę się z nim kłócić.

Sprawczynią zamieszania jest oczywiście Aade Long Rainbow w połączeniu ze wzorem Kierana Foleya. Muszę przyznać, że nie bardzo rozumiałam wszechobecne zachwyty nad tym akurat farbowaniem, bo ani w preclu, ani w kłębku nie wygląda toto jakoś wyjątkowo - no, kolorowe, no, dużo tych kolorów, ale tworzą one raczej oczopląśny misz-masz niż coś, na widok czego wpada się w amok, a ręce zaczynają drżeć z nieopanowanego pragnienia wrzucenia tej włóczki na druty już-teraz-zaraz-natychmiast.

sobota, 3 października 2015

016. Inspiracje. Poncho




Nie bardzo mam na razie co pokazać, bo wszystkie trzy aktualnie rozgrzebane robótki są w różnym stopniu zaawansowania: jedna się kończy, druga jest w połowie (i to tej łatwiejszej, ale też mniej efektownej połowie), w trzeciej przerobiłam zaledwie trzy rzędy... A przy tym wszystkie trzy są na tyle łatwe i na tyle mam je opanowane, że przy dzierganiu zajęte mam ręce, a umysł wolny (mechaniczne liczenie do piętnastu się nie liczy). No to myślę. I wymyśliłam.

Zaplanowałam sobie cykl wpisów, zatytułowany "Inspiracje". Czyli zawierający to wszystko, co mnie szarpnie w poczucie estetyki, a będzie się nadawało do zrobienia - tak w całości, jak i pod względem wykorzystania konkretnego elementu ozdobnego czy rozwiązania technicznego. Nie obiecuję regularności, ale obiecuję, że cykl nie skończy się na trzech wpisach :)

Poncho. Mam ich jakieś dwanaście sztuk (licząc z tymi posiadanymi przez Mamę, bo poncho to jedyna sztuka ubrania, którą można się wymieniać bez względu na rozmiary :) ), w tym jedno zrobione przez siebie, ale nie jest to moje ostatnie słowo w tym temacie, o nie..! Poncho mogę nosić wiosną, latem i jesienią, zimą na upartego też, jeśli jest wyjątkowo mroźna.

Jakoś tak podświadomie przy kupowaniu poncho wybieram zawsze spokojne kolory, które mogą się łączyć pod względem kolorystycznym dosłownie ze wszystkim: beże, brązy, szarości, ecru, biel, czerń... Jest to praktyczne, nie powiem, ale znienacka dotarło do mnie, że już więcej takich nie chcę. Chcę coś w zdecydowanych kolorach, coś, co zrobi całą stylizację, a nie jedynie będzie jej uzupełnieniem. Mam czerwone, tak, ale to za mało! Brakuje mi niebieskiego, zielonego, fioletowego...

środa, 23 września 2015

015. Melanżowy zachwyt





Wzięłam się wreszcie za Alpine Meadows, zwane pieszczotliwie Alpinkami.

Pierwszy raz robię podwójną nitką, w dodatku te nitki są w różnych kolorach, i o mamusiu, jak mi się to połączenie podoba! Obie to Haapsalu, jedna w barwie ecru, druga - czego żadne zdjęcie nie odda - w kolorze głębokiej, nasyconej zieleni. Początkowo Alpinki miały być li i jedynie zielone, ale nie udało mi się kupić dwóch motków zielonej Haapsalu, a jeden to może być za mało. Dołączyłam zatem kremową nić, no bo co mi się będzie pół motka marnować. I o mamo kochana..! :)






Jeszcze raz: wpadłam w zachwyt absolutny, niepomierny i niebosiężny :) To są alpejskie łąki wczesnojesiennym, mglistym porankiem, leciutko tylko rozświetlonym przez przebijające się zza chmur słońce. Gdyby nić była biała, a nie kremowa, miałabym skojarzenia z pierwszym śniegiem i to też byłoby doskonałe, ale ecru idealnie wpasowało się w panującą porę roku. Jeszcze się tylko zastanawiam, czy ażur też robić dwubarwny, czy jednak wyłącznie zielony (pod warunkiem, że znajdę drugi koniec nitki, ukryty gdzieś głęboko w motku). 

Ale ten melanż..!

*z powyższym okrzykiem na ustach i w duszy idzie napawać się melanżowymi oczkami, przyrastającymi w tempie rozpędzonej górskiej kozicy ;) *


wtorek, 22 września 2015

014. Dziewiarskie niezbędniki

No, dziewiarskie jak dziewiarskie, uogólniłam trochę. MOJE niezbędniki, tak właściwie.
Otóż zrobiłam sobie wstępną listę tego, co jest mi potrzebne, by moja drutowo-włóczkowa egzystencja przebiegała w komfortowych warunkach. Druty, włóczki et consortes są oczywiste, ale poza nimi mnie osobiście potrzebne są:

Po pierwsze:

Zdjęcie ze strony sklepu firmowego Clatronic

Tak, dobrze widzicie. To waga kuchenna :) Ważąca z dokładnością do 1 grama. Niezbędna do ważenia włóczki. Po co? A po to, żebym wiedziała, ile metrów tej włóczki jest w niepełnym motku i czy mi wystarczy na zaplanowany udzierg. Przykład, bo mam wrażenie, że zamotałam dokumentnie: Lace Dropsa ma 800 metrów w 100 gramach. Na zrobienie jednej chusty zużyłam niecały kłębek - tak na oko połowę, ale moje oko jest słabe w te klocki i spokojnie mogę się rąbnąć nawet o 1/4. Co robię? Wrzucam ten pozostały kłębek na wagę i widzę, że waży on 35 g. Układam sobie proporcję, z której wychodzi mi, ile mam metrów w tych 35 gramach. I już wiem, czy wystarczy mi ich na kolejną chustę, o innym wzorze, czy też muszę dokupić jeszcze jeden motek.
Akurat nabycie wagi kuchennej (żeby nie było, ja już jedną posiadam, ale ona pokazuje z dokładnością do 5 dkg) nie jest jakimś wielkim problemem... teoretycznie. Nie umiem robić zakupów tego typu. Ja się muszę zebrać z myślami, wziąć się w garść, przekopać pół internetu, żeby określić, czego ja właściwie chcę... a potem iść do sklepu - którego nie lubię, ale to jedyny w moim mieście - i wybrać sprzęt. Wybieram zazwyczaj metodą "pierwszy z brzegu", a potem przeżywam, że trzeba było najpierw wszystko obejrzeć, a dopiero potem dokonywać wyboru :)

poniedziałek, 14 września 2015

013. Granatowy barter



Coś, co od dawna chciałam zrobić, bo i proste, i efektowne, ale zawsze znajdowało się coś innego, co trzeba było zrobić już-teraz-zaraz i Revontuli była odkładana „do lepszych czasów”. I pewnie by tak leżała i leżała, a lepsze dla niej czasy nie nadchodziły, gdyby nie zapragnęła jej mieć Kobalamina ze Sztuki węzłów*. Ten konkretny wzór, w trzech odcieniach niebieskiego, z miłej niegryzącej włóczki. Radośnie podrzuciłam pomysł wykorzystania BabyAlpaca Silk, Kobaś zdała się na mnie - i oto jest.

Revontuli. Zorza północna.


Moja pierwsza półkolista chusta. Lekko zmodyfikowałam wzór, dokładając jedną sekwencję oczek pomiędzy liniami tworzonymi z „narzut, dwa razem na prawo”, żeby wyszło równo po trzy takie sekwencje na kolor.

BabyAlpaca Silk to grubsza siostra :) mojego ukochanego Lace'a – ma dokładnie taki sam skład, tylko w 100 gramach są 334 metry, a nie 800. No i właśnie ten skład zrobił mi niespodziankę.

środa, 2 września 2015

012. Koc dla E.




Skończony. Uprany. Wyrównany. Obfotografowany. I wreszcie mogę się nim pochwalić!

To mój pierwszy tak duży i tak długo robiony projekt. Wymiary: 170x140, około, bo da się rozciągnąć. Robiony od 14 lutego do 11 sierpnia. Pół roku.

poniedziałek, 31 sierpnia 2015

011. Między brakiem a nadmiarem


Brakiem czasu i rąk z jednej strony, a nadmiarem pomysłów i chęci z drugiej :)

Jestem strasznie podatna na sugestie, jeśli chodzi o druciane robótki. Wystarczy, że zobaczę coś, co co zachwyci mnie bez granic, a już mam chęć rzucić w kąt wszystko, co aktualnie dziergam i wziąć się za nowe cudo. I bardzo często tak właśnie robię. Priorytety zmieniają się jak w kalejdoskopie.
Zmęczyło mnie to wreszcie i postanowiłam sobie uporządkować plany do końca roku. Nie żeby były one odtąd twarde i niewzruszone, jakiś tam margines wolności sobie zostawię, ale jednak niech ja mam na piśmie, i to publicznym :) co i w jakiej kolejności robić.

Po pierwsze – projekty, robione na zamówienie, mają pierwszeństwo. Absolutne, i to nie podlega dyskusji. W obliczu apokalipsy najpierw kończę zamówienia, a dopiero potem uciekam przed zombi :)

sobota, 22 sierpnia 2015

010. Porozmawiajmy o schematach



Wyznam szczerze, że główną przyczyną, dla której dość późno wzięłam się za dzierganie chust, była nieumiejętność czytania schematów wzorów. Mając tylko opis słowny, umiałam wyobrazić sobie (no, mniej więcej...), co będę miała na drutach. Patrząc na schemat – czułam się jak ciemna masa, gapiąca się na kratki i znaczki i nierozumiejąca z nic absolutnie NIC.
A teraz, zbrojna w doświadczenie :) mogę sobie uporządkować wiedzę na temat schematów i przy okazji podzielić się nią z kimś, komu może się przyda.

Zanim w ogóle przejdę do schematów, muszę podkreślić, że i tak zawsze trzeba przeczytać opis. Zawsze. Choćby był w dzikim języku, to i tak trzeba albo znaleźć przekład na język znany, albo spróbować rozszyfrować samodzielnie. Bez opisu ani rusz, bo opis zawiera wszystkie uwagi odnośnie schematów (a przynajmniej powinien, ale umówmy się, że ja tu piszę o porządnie przygotowanych wzorach, a nie robionych na odwal, gdzie trzeba kombinować, „co autor miał na myśli”).

Generalnie zatem bierzemy w łapki wydrukowany schemat i coś do pisania, po czym zaczynamy czytać, od razu zaznaczając miejsca newralgiczne, niezrozumiałe, albo po prostu ważne. Ja sama bardzo często informacje z opisu przepisuję gdzieś obok schematów, żeby potem w panice nie wertować sporego nieraz pliku.

środa, 19 sierpnia 2015

009. Norweska jesień


 

Zbliża się, zbliża. Liście jeszcze zielone, winogrona jeszcze niedojrzałe, orzechy jeszcze nie spadają – ale w powietrzu już ją czuć. Jesień. Niespecjalnie moja ulubiona pora roku, ale, co by nie mówić – kolorystycznie zachwyca.

Jesień i estońska Pomarańcza – połączenie doskonałe. Bo ciepłe. Bo radosne. Bo energetyczne. A jeśli jeszcze i kształt wpisuje się w symbolikę tej pory roku... No więc popełniłam klonowy liść w wersji jesiennej, który poleci do Norwegii :)

poniedziałek, 17 sierpnia 2015

008. Wzorów moc


Ponieważ chwilowo nie mam nic nowego, co mogłabym pokazać (bo jedno się suszy, a drugie robi), porozważam sobie trochę o mojej aktualnie ulubionej włóczce, czyli Estońskiej Artystycznej – Aade Long.
Niespecjalnie lubię czystą wełnę, bo gryzie, ale dla estonki robię wyjątek – przy takich kolorach zgadzam się zostać nie tylko pogryziona, ale i zjedzona, to farbowanie wynagradza wszystko! Oraz dostarcza niezapomnianych wrażeń przy wyborze wzoru.

No bo tak: generalnie jestem przyzwyczajona, że to wzór „robi” chustę/szal/bluzkę/ (niczego nie skreślać, potrzebne dopisać). Można zrobić coś prościutkiego, i czasem ta prostota jest wręcz pożądana, ale nawet niewielkie pasmo ażuru czy warkocz umieszczony w strategicznym miejscu sprawiają, że wyrób nabiera indywidualności i przyciąga wzrok. A estonka jest pod tym względem wredna wyjątkowo, bo naprawdę trudno znaleźć taki wzór, którego jej kolory nie zabiją. Mało który wzór zyskuje na oczopląśnym farbowaniu, jakim jest na przykład Tęcza czy wykorzystany przeze mnie Festival. Tutaj prostota jest nie tylko pożądana, ale wręcz wymagana. Ale ja nie szukam prostych dróg, o nie...

Poszperałam na Ravelry. Poszperałam w runetach. Przyjrzałam się z uwagą swojemu zasobowi estonek (to ten na górze, przy czym Pomarańcza jest już zaanektowana i robiona, ale mam przed sobą jeszcze pięć kolorów, w tym cztery, jak dotąd, bezpańskie). Podumałam nad tym wszystkim. I coś mi z tego wszystkiego wyszło.

niedziela, 2 sierpnia 2015

007. Tyle dużo możliwości

 
Czyste szczęście w zeszłym tygodniu przytargałam sobie z poczty i wygląda ono tak:



Dziewięć motków włóczki. Ponad kilogram możliwości. Mnóstwo pomysłów. Pracy – że o ja dziękuję. No, czy to nie szczęście? :)

sobota, 1 sierpnia 2015

006. Festivalowa radość


W poprzednim wpisie wrzuciłam zajawkę mojej aktualnej odskoczni od robienia koca dla E. Donoszę z radością, że takoż odskocznia, jak i koc, są już skończone. Koc czeka jeszcze na upranie – bo ja czekam na pogodę, żeby mi szybko wysechł na pieprz, a nie smętnie zwisał ze sznurka przez parę dni. Odskocznia natomiast została już uprana, wysuszona i obfocona :)

środa, 15 lipca 2015

003. Szal dla panny Pridd


Nie jest wielką tajemnicą, że jednym z moich absolutnie ulubionych cykli fantasy są „Odblaski Eterny” autorstwa Wiery Kamszy. Oprócz czystej przyjemności z czytania i obcowania z bohaterami, książki te dostarczają mi także niezłej inspiracji drucianej. Kiedy więc Intensywnie Kreatywna ogłosiła razemrobienie Shetland Shell Lace Scarf, nazwanego dla wygody Muszelkowym, a mój wybór padł na fioletowego Lace'a Dropsa, to już wiedziałam, że robię ten szal dla przedstawicielki rodu Priddów, w barwach którego znajdują się fiolet, złoto i srebro.

czwartek, 9 lipca 2015

002. Letni Len – pod znakiem zapytania


Podjęłam w końcu desperacką decyzję i postanowiłam wziąć się za coś poważniejszego i o większym stopniu skomplikowania niż chusty. Czyli za odzież. Padło na letnią bluzkę, koniecznie z lnu, bo w czasie upałów nie znoszę sztuczności, a bawełna jest za bardzo kapryśna dla początkującej dziewiarki. 
No fajnie. Len, znaczy. To sobie zrobiłam próbkę, wyprałam jak producent przykazał, upięłam ładnie... I potrwałam sobie nad nią w zamyśleniu. Bo to, co widziałam, nijak miało się do tego, co spodziewałam się zobaczyć. O, proszę:

środa, 8 lipca 2015

001. Wybitnie mało wakacyjnie


Od samego początku, kiedy tylko Intensywnie Kreatywna zapowiedziała wspólne dzierganie chusty First Snow, wiedziałam, że chcę tę chustę w kolorze biało-czerwonym. Od razu też pojawiła się indywidualna nazwa: Krew na śniegu. Ale że u mnie od momentu podjęcia decyzji i zakupu włóczki do tejże włóczki wykorzystania mija zawsze sporo czasu – to dopiero w maju tego roku udało mi się skończyć swoją własną, osobistą First Snow.

poniedziałek, 22 czerwca 2015

Pasja zasługuje na swoje własne miejsce

...dlatego dla drucianych udziergów założyłam nowego bloga. Żeby nie przepadły wśród innych postów o tematyce nijak nie dotyczącej włóczek, drutów, blokowania, wzorów i oczek.