środa, 8 lipca 2015

001. Wybitnie mało wakacyjnie


Od samego początku, kiedy tylko Intensywnie Kreatywna zapowiedziała wspólne dzierganie chusty First Snow, wiedziałam, że chcę tę chustę w kolorze biało-czerwonym. Od razu też pojawiła się indywidualna nazwa: Krew na śniegu. Ale że u mnie od momentu podjęcia decyzji i zakupu włóczki do tejże włóczki wykorzystania mija zawsze sporo czasu – to dopiero w maju tego roku udało mi się skończyć swoją własną, osobistą First Snow.

 





Robiłam z Romy litewskiej Midary, białej i czerwonej, na drutach nr 4.00 – i wyszło wielkie. Dwadzieścia powtórzeń wzoru z zakładanych 25 – bo na więcej nie starczyło mi białej włóczki – i ma toto 180 cm wzdłuż najdłuższego boku oraz 94 cm wzdłuż linii oczka środkowego. Największa chusta z dotychczas przeze mnie zrobionych. Koralików jest dokładnie 93, Toho to są oczywiście i czystym przypadkiem trafiłam niemal idealnie pod kolor włóczki :)



Jeśli chodzi o włóczkę, to mam parę uwag. Po pierwsze, choć to ten sam typ włóczki, z jednakowym metrażem w 100 gramach, to oba kolory znacznie się różnią, co być może widać na poniższym zdjęciu:



Czerwona Roma ma mocniejszy skręt i prawie nie ma włosków. Jest dość szorstka i gryzie, jak to wełna. Robi się z niej łatwo i przyjemnie, nie rozwarstwia się, nie jest też jakoś obłędnie śliska, z drutów nie spada.
Za to biała – kompletne przeciwieństwo. Luźno skręcona, mnóstwo dość długich włosków, mięciutka, puchata i przytulaśna. Nie gryzie w ogóle! Być może ma to związek z faktem, że czerwona przeszła przez więcej procesów chemicznych podczas farbowania, gdy tymczasem białą poddano jedynie wybielaniu (pardon za kalambur, niezamierzony był). Rozwarstwia się trochę, więc odradzam ostre druty – ja miałam Addi z lekko zaokrąglonymi końcówkami, a i to zdarzało mi się dość często poprawiać oczko, bo łapałam pół nitki, a nie całą. I tu uwaga do zapamiętania: ze względu na tę puchatość nitki warto robić na grubszych drutach, trochę tak jak z moherem: włóczka musi mieć miejsce na oddech, inaczej dzianina zrobiłaby się zbyt zbita i utraciła tę miękkość.
Uwaga na przyszłość: czerwona Roma nie farbuje. W ogóle. Zauważyłam to już przy Vladzie, i tylko dlatego zdecydowałam się połączyć ją z bielą bez żadnych obaw, że mi się zrobi Krew na różowym śniegu.

Sam wzór – bajka! Łatwy do zrobienia, nawet chyba aż za łatwy, bo po parunastu rzędach wpada się w monotonię :) Przy tym warto zwrócić uwagę, że wzór „płatków śniegu” powstaje nietypowo, bo na lewej stronie. To znaczy, wzór przerabiam na lewej stronie, ale widoczny jest na prawej. Trochę to początkowo mnie myliło, odruchowo po przełożeniu robótki na lewą stronę próbowałam lecieć samymi lewymi. Z kolei na prawej stronie zapominałam o narzutach; doszło nawet do tego, że musiałam spruć i zacząć od początku, bo już sama nie wiedziałam, gdzie jest błąd i ile powinno być oczek. 



Falbana pierwotnie miała być biała i jedynie zakończona czerwienią, ale biała włóczka jakoś potwornie szybko mi wyszła. Tak, cały, 750-metrowy motek Romy. Poszedł do ostatniego centymetra – ostatni rząd to było istne szarpanie nerwów: starczy, nie starczy... musi starczyć! A co, jeśli nie..? Może zastąpić kordonkiem? Nie, kordonek za gładki, wyraźnie się odróżnia. No dobrze, czyli falbana będzie w innym kolorze. Czarnym, o! A nie, miała być Krew na śniegu... No to będzie, tylko taka już zaschnięta. Ale czarna włóczka jest w szufladzie i nie chce mi się po nią wstawać, a czerwona jest pod ręką. Postanowione, falbana będzie czerwona; i jedna, choć wzór zakładał dwie, ale co za dużo, to niezdrowo.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz