To wcale nie
tak, że przez ostatni rok nic nie robiłam, choć fakt, że blog
leżał półmartwy, może sprawiać takie wrażenie. Czas nadrobić
trochę te zaległości i pochwalić się (a jakże!) tym wszystkim,
co zajmowało mi ręce :) Zacznę od czegoś, co jest spóźnione o
ponad dwa miesiące, ale że na dniach znów sypnęło śniegiem...
Bo śnieg, choćby padał w maju, zawsze budzi we mnie świąteczny
nastrój, a prezentowany poniżej szalik jest tak świąteczny, jak
tylko może.
A poza tym,
chętnie wracam do tego projektu, bo to było coś, co sprawiało mi
czystą frajdę właściwie na każdym etapie: od wyboru napisów i
ich ułożenie, przez dobór czcionki, rozrysowanie liter (każdej z
osobna!) po samo dzierganie.
Ten szalik
chodził po mnie od dawna, ale początkowo zamierzałam ograniczyć
się tylko do napisów w wersji polskiej i angielskiej. Nie wiem
czemu, ale ubzdurałam sobie, że cyrylica będzie trudna do
przeniesienia na dzianinę. Jednak rosyjski jest dla mnie równie
ważny jak polski, chciałam to „С Рождеством”
mieć i koniec. No to mam, i wcale to nie było trudne, w
końcu co za różnica, polski czy rosyjski, jeśli nawet w trakcie
czytania tej różnicy nie zauważam :)
A szwedzkie „God Jul”
dołożyłam, bo szwedzkiego się uczę i coraz bardziej mi się ten
język podoba. W którymś momencie pomyślałam też, że dobrze
byłoby każdy napis zrobić w innym, charakterystycznym dla danego
języka stylu – stąd te ozdobne zawijasy przy wersji rosyjskiej i
Old English przy angielskiej, polska jest pisana kursywą, a szwedzka
geometryczna jak runy.
Szalik jest
zrobiony w mojej ukochanej technice double knitting, która sama w
sobie jest wymagająca, ale w przypadku liter te wymagania rosną.
Wszystko przez to, że o ile dla wzoru graficznego nie mają
znaczenia lewa i prawa strona robótki, bo po obu wychodzi taki sam,
to w przypadku liter, jeśli robić metodą standardową dla DK, lewa
strona będzie lustrzanym odbiciem prawej. A ja chciałam, żeby obie
strony były jednakowo czytelne, żeby mi się znienacka „R” nie
zamieniło w rosyjskie „Я”. To jest
możliwe, ale wymaga szalenie dokładnego rozrysowania schematu –
jak już jest schemat, to samo dzierganie to jest pestka, bo, w
przeciwieństwie do standardowego DK, jedna kratka na schemacie
odpowiada dokładnie jednemu oczku na drutach. Gapisz się na wzór i
lecisz, nawet myśleć nie trzeba. Uwielbiam! :)
Początkowo
chciałam jeszcze dołożyć w charakterze wykończeń naszywane
szydełkowe śnieżynki i filcowe choinki, ale przyszywanie
czegokolwiek to dla mnie bardzo nieprzyjemny proces, a tu jeszcze
doszła presja czasu – szalik skończyłam około 10 grudnia, czas
było go nosić :) a zanim bym się zebrała do szycia, to już by
był Nowy Rok. Pomyślałam, że nic straconego, doszyję przed
następnymi świętami. A potem pomyślałam, że co roku mogę
dokładać coś nowego: najpierw śnieżynki, potem na przykład
chwosty, w kolejnym sezonie filcowe choinki z naszytymi koralikami...
I co roku będę miała nowy, choć stary szalik :)
Ogólnie
jestem z siebie dumna, ale jeszcze bardziej po prostu cieszę się,
że mam coś, co chciałam, co zrobiłam, i co wygląda dokładnie
tak, jak planowałam. I sprawia mi radość :)
Na każdym etapie, od projektu poczynając, towarzyszyła mi Fryga :) Bo jakże to tak, coś się dzieje i kot ma w tym nie uczestniczyć?! Nie byłby kotem :)
Technicznie jest to Flora Dropsa (6 motków: po trzy bieli i czerwieni) na drutach nr 3.5, szerokość ok. 25 cm, długość powyżej 2 metrów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz