poniedziałek, 18 lutego 2019

052. Trochę spóźnione...




To wcale nie tak, że przez ostatni rok nic nie robiłam, choć fakt, że blog leżał półmartwy, może sprawiać takie wrażenie. Czas nadrobić trochę te zaległości i pochwalić się (a jakże!) tym wszystkim, co zajmowało mi ręce :) Zacznę od czegoś, co jest spóźnione o ponad dwa miesiące, ale że na dniach znów sypnęło śniegiem... Bo śnieg, choćby padał w maju, zawsze budzi we mnie świąteczny nastrój, a prezentowany poniżej szalik jest tak świąteczny, jak tylko może.
A poza tym, chętnie wracam do tego projektu, bo to było coś, co sprawiało mi czystą frajdę właściwie na każdym etapie: od wyboru napisów i ich ułożenie, przez dobór czcionki, rozrysowanie liter (każdej z osobna!) po samo dzierganie.




Ten szalik chodził po mnie od dawna, ale początkowo zamierzałam ograniczyć się tylko do napisów w wersji polskiej i angielskiej. Nie wiem czemu, ale ubzdurałam sobie, że cyrylica będzie trudna do przeniesienia na dzianinę. Jednak rosyjski jest dla mnie równie ważny jak polski, chciałam to „С Рождеством” mieć i koniec. No to mam, i wcale to nie było trudne, w końcu co za różnica, polski czy rosyjski, jeśli nawet w trakcie czytania tej różnicy nie zauważam :) 



A szwedzkie „God Jul” dołożyłam, bo szwedzkiego się uczę i coraz bardziej mi się ten język podoba. W którymś momencie pomyślałam też, że dobrze byłoby każdy napis zrobić w innym, charakterystycznym dla danego języka stylu – stąd te ozdobne zawijasy przy wersji rosyjskiej i Old English przy angielskiej, polska jest pisana kursywą, a szwedzka geometryczna jak runy.





Szalik jest zrobiony w mojej ukochanej technice double knitting, która sama w sobie jest wymagająca, ale w przypadku liter te wymagania rosną. Wszystko przez to, że o ile dla wzoru graficznego nie mają znaczenia lewa i prawa strona robótki, bo po obu wychodzi taki sam, to w przypadku liter, jeśli robić metodą standardową dla DK, lewa strona będzie lustrzanym odbiciem prawej. A ja chciałam, żeby obie strony były jednakowo czytelne, żeby mi się znienacka „R” nie zamieniło w rosyjskie „Я”. To jest możliwe, ale wymaga szalenie dokładnego rozrysowania schematu – jak już jest schemat, to samo dzierganie to jest pestka, bo, w przeciwieństwie do standardowego DK, jedna kratka na schemacie odpowiada dokładnie jednemu oczku na drutach. Gapisz się na wzór i lecisz, nawet myśleć nie trzeba. Uwielbiam! :)



Początkowo chciałam jeszcze dołożyć w charakterze wykończeń naszywane szydełkowe śnieżynki i filcowe choinki, ale przyszywanie czegokolwiek to dla mnie bardzo nieprzyjemny proces, a tu jeszcze doszła presja czasu – szalik skończyłam około 10 grudnia, czas było go nosić :) a zanim bym się zebrała do szycia, to już by był Nowy Rok. Pomyślałam, że nic straconego, doszyję przed następnymi świętami. A potem pomyślałam, że co roku mogę dokładać coś nowego: najpierw śnieżynki, potem na przykład chwosty, w kolejnym sezonie filcowe choinki z naszytymi koralikami... I co roku będę miała nowy, choć stary szalik :)
Ogólnie jestem z siebie dumna, ale jeszcze bardziej po prostu cieszę się, że mam coś, co chciałam, co zrobiłam, i co wygląda dokładnie tak, jak planowałam. I sprawia mi radość :)


Na każdym etapie, od projektu poczynając, towarzyszyła mi Fryga :) Bo jakże to tak, coś się dzieje i kot ma w tym nie uczestniczyć?! Nie byłby kotem :)

Technicznie jest to Flora Dropsa (6 motków: po trzy bieli i czerwieni) na drutach nr 3.5, szerokość ok. 25 cm, długość powyżej 2 metrów.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz