czwartek, 28 stycznia 2016

031. Jego wysokość Motley



Wzór projektu Lady In Yarn zrobił furorę - efektowny, a przy tym prosty i praktyczny (bo szal, a nie chusta). Nie potrafiłam się oprzeć :) Wzór nabyłam, przestudiowałam od deski do deski, uświadomiłam sobie, że nie mam zielonego pojęcia, jak się robi brioszkę, zakopałam się w tutorialach, zgłupiałam od nich totalnie... po czym pomyślałam, że co będzie to będzie, i złapałam za druty.

No i jest co jest :)


Włóczka to Himalaya Mercan, srebrna i granatowa. Przy brioszce ważne jest, żeby obie włóczki były dokładnie tej samej grubości, więc najlepiej jest po prostu brać jedną włóczkę w dwóch kolorach. Z Himalayą mam do czynienia dość często, bo to fajna włóczka na dziecięce kocyki - miękka, delikatna, nie wymagająca jakichś szczególnych zabiegów pielęgnacyjnych. Do kocyków nadaje się także dlatego, że za diabła nie trzyma formy; rozciąga się we wszystkie strony, co przy chuście, swetrze i innych tego typu mogłoby być dość uciążliwe. Przy kocykach i szalach problem jest nieistotny. Tylko że tę miękkość Himalaya uzyskuje kosztem skrętu włóczki - to jest, tego skrętu prawie nie ma, przez co nić radośnie się rozwarstwia i dzięki wszystkim bogom, że nie robiłam ostrymi drutami, bo chyba by mnie coś trafiło.




Kształt bardzo nietypowy, bo ani to prostokąt, ani trójkąt, ani półksiężyc... Najbardziej przypomina mi jakieś morskie zwierzę, nawet macka jest :)




Wzór - no, sami widzicie, to tak naprawdę są trzy wzory: ścieg francuski, brioszka gładka i brioszka perłowa. Oczopląs gwarantowany, a jeśli do tego dołożyć jeszcze lewą stronę, również bardzo dekoracyjną, to powstaje coś radośnie nie do opisania :)




Generalnie jestem zachwycona, bo wzór - wbrew pozorom - jest łatwy, autorka przygotowała nawet pomocnicze tabelki do liczenia rzędów, nie ma szans, żeby się gdzieś pomylić, a brioszka ma to do siebie, że bardzo łatwo wychwycić, że się coś sknociło (sknociło się parę razy i wracało się kilka rzędów, owszem, ale bezproblemowo). Włóczka miękka, układna, grzeje dokładnie tak, jak powinna. A samym szalem można się owinąć zarówno na luzie, jak i ściśle po same uszy, unieruchamiając głowę na amen - czyli tak, jak lubię. I nigdzie nic się nie pogniecie.



To się pozachwycałam, a teraz łyżka dziegciu.
Po pierwsze, druty nr 4.00 są minimalnie za grube do tej włóczki. Brioszkę w ogóle powinno się robić na relatywnie cienkich drutach, w dodatku zanim złapałam rytm, to robiłam nieco luźniejsze oczka, żeby było łatwiej się w nie wbić. Następnym razem spróbuję robić na 3.75. Mogłabym na 3.5, ale przy sekcji ściegu francuskiego byłoby trochę ciasno. Niby można zmieniać druty, francuza robić na grubszych, a brioszkę na cieńszych, ale za leniwa jestem. 
Dalej - nie podoba mi się brzeg. Z dwóch powodów. Raz, że jest zbyt ściągnięty, ale to moja wina i jest do naprawienia. Dwa - jest zbyt splątany i pstrokaty. Niestety, z tym się raczej nie da nic zrobić, nie przy dodawaniu oczek metodą "knit front and back". Albo wymyślę inny sposób, co jest mało prawdopodobne przy dzierganiu dwukolorowym (bo i tak będzie pstrokato), albo będę musiała przydeptać estetykę i pogodzić się z faktami :)
I po trzecie - kwestia powtórzeń wzoru. W oryginale jest tak, że przy pierwszym przerabianiu dzierga się 16 rzędów brioszki, przy drugim - 32, przy trzecim - 48 i tak dalej. Każda kolejna sekwencja jest szersza. Tak średnio mi to pasuje, w następnym Motleyu będę dziergać jednakowe. Autorka przewidziała taką możliwość, ostrzegając jednakże, że w takim układzie zmieni się sekwencja powtórzeń wzoru w rzędzie (bo będzie inna liczba oczek). Uspokoiła przy tym, że doświadczona dziewiarka na pewno sobie poradzi. No to sprawdzę przy okazji, na ile doświadczoną dziewiarką jestem :)




Garść statystyki:
robiłam ogółem około dwóch tygodni, ale to nie jest miarodajne określenie. Po pierwsze, wpadłam w zimową apatię, co objawiało się przerabianiem jednego rzędu przez pół godziny, a po drugie - przez jakieś pięć dni w ogóle nie brałam drutów do ręki, bo się paskudnie rozchorowałam i nie do robótek mi było. Szacuję, że Motleya spokojnie można zrobić w tydzień (a ekspresowo to i w cztery dni).
Długość od końca do końca wzdłuż dłuższej krawędzi to 185 cm, szerokość - 30 cm. Bez problemu można to regulować za pomocą zwiększania lub ograniczania liczby powtórzeń wzoru.

A teraz planuję jeszcze jednego Motleya, tym razem czarno-czerwonego. A jeśli uznam, że mam ochotę i że ma to sens, to zrobię jeszcze czarno-niebieskiego, przy czym niebieskość będzie melanżem.




2 komentarze:

  1. Jego Ktulowatość przyczaił się tam bardzo a propos. Szal przepiękny, aczkolwiek bardziej niż mackę przypomina mi falę. Flotowe klimaty, ot co. I nawet pląsawka od wzorku się wpasowuje, to pewnie choroba morska!
    Wygląda mięciutko niezwykle. <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest mięciutki! :)
      Flota, mówisz... Pewnie przez kolorki - wzburzone morze pod deszczowymi chmurami. Czarno-czerwony będzie bardziej oczywisty :)))

      Usuń