Podobnie jak double
knitting z poprzedniego wpisu, również ta pistacjowa zieloność
była robiona na zamówienie i również była wyzwaniem – pierwszy raz
sweter, pierwszy raz Andes, pierwszy raz wszywanie rękawów... Tyle
nowości naraz z jednej strony wprawiało mnie w euforię, z drugiej
– wpędzało w konkretną panikę. Panikę uzasadnioną, jak się
okazało.
Zamówienie było
konkretne: ma być długi sweter z golfem i ma grzać. No, jak grzać,
to tylko Andes Dropsa – jeśli wierzyć internetowym opiniom
doświadczonych dziewiarek, jest to włóczka doskonale nadająca
się nie tylko na Syberię, ale i na Antarktydę. A że sweter
docelowo miał wylądować w Norwegii... :)
Oparłam się na wzorze
Dropsa Snow White, przygotowanego specjalnie dla włóczek Andes i
Eskimo. No i tu się rąbnęłam. Założyłam mianowicie, że Drops
zna swoje włóczki i skoro każe mi przerabiać Andesa
(96 m/100 g) na drutach nr 8, to wie, co mówi. A figę. W trakcie
robienia było jeszcze fajnie, próbka mi się zgodziła, oczka były równiutkie, bez prześwitów,
sama dzianina miękka i mizialna... Przydeptałam wątpliwości,
skończyłam, uprałam.
No i wyszło szydło z
worka. Sweter się sfilcował. Nie do końca, nie na zupełnie
sztywno, ale jednak po miękkości nie zostało nawet śladu, a gryzł
jak wściekły – i to mnie, a ja jestem odporna na najbardziej
nawet żrącą wełnę! Swoje odpanikowałam, odchorowałam, po czym
– rychło w czas! - pomyślałam.
Andes jest gruby. Ma
wyraźny skręt, ale jest to skręt dość luźny (nici bez problemu
da się rozdzielić). Jest swoiście puchaty. Ergo – mało tego, że
nasiąknie wodą jak gąbka, to jeszcze pod wpływem tej wody
zwiększy objętość. Ergo – będzie potrzebował miejsca, żeby
się „rozepchnąć”. A ja robię relatywnie ścisłe oczka...
Ósemki są zdecydowanie
za cienkie do tej włóczki. Kiedy przystąpiłam do robienia
drugiego swetra, to najpierw zrobiłam próbki na 10 i na 12. Po
upraniu okazało się, że 10 też są za małe! W rezultacie stanęło
na dwunastkach, co zmusiło mnie do zmiany liczby oczek i w dużym
stopniu robienia „na oko” oraz modlenia się do wszystkich bogów
i demonów, żeby mi się wymiary zgodziły...
Bogowie byli łaskawi, bo
wymiary się zeszły jak w szwajcarskim zegarku :) Ponadto nie ma
mowy o żadnym sfilcowaniu, nawet najmniejszym, oczka się wyrównały
(nie do końca, bo jednak w składzie jest alpaka), sweter zblokował
się jak złoto.
Zmieniłam trochę
konstrukcję – w oryginale przód i tył były robione oddzielnie,
a potem zszywane, jednak ja czułam się pewniej, robiąc korpus na
okrągło. Zmiana drutów wymagała zmiany liczby oczek, stąd
musiałam porzucić ozdobniki, poprzestałam tylko na pasie ściegu
francuskiego powyżej talii. Rękawy wszywałam, posiłkując się tutorialem Intensywnie Kreatywnej, a więc po prostu nie mogło się
nie udać. Równą linię szwu kontemplowałam w upojeniu :)
Na rozmiar S poszło
niemal 800 g włóczki.
Poczta Polska sprawiła
się doskonale i Jego Zieloność znalazł się w rękach
właścicielki już tydzień po wysłaniu. Uzyskałam zapewnienie, że
jest idealnie taki, jaki został wymarzony :) Co niewątpliwie jest
balsamem na moją duszę i niezłą ostrogą do dalszych
eksperymentów :) Oby się dobrze nosił i porządnie grzał!
Jest najlepszy <3 A co z białym prototypem, chodzisz w nim czasem?
OdpowiedzUsuńPewnie, że chodzę, co się będzie sweter marnował ;) Mimo sfilcowania, nadal grzeje, więc na mrozy był idealny.
UsuńJest najlepszy <3 A co z białym prototypem, chodzisz w nim czasem?
OdpowiedzUsuńWłóczkowo to ja od jakiegoś czasu zbierałam się do zakupu wełny z owiec islandzkich, bo się naczytałam, jakie to najcieplejsze i w ogóle najlepsza wełna na swetry, jaką można znaleźć. No i tak się zbierałam, i zbierałam, aż w końcu zima minęła...
OdpowiedzUsuńPS A sweter już chyba chwaliłam, ale powtórzę - śliczny! :D
UsuńDziękuję :)
UsuńWiesz, ja wychodzę z założenia, że zimą się nie dzierga zimowych rzeczy, tylko się je NOSI. A przygotować trzeba zawczasu :))
O islandzkiej wełnie też słyszałam dużo dobrego, zresztą nawet popełniłam szalik - ale nie ja go noszę, więc trudno mi porównywać z innymi włóczkami. Także ten, jak się zdecydujesz, to poproszę o relację :)