Skończony.
Uprany. Wyrównany. Obfotografowany. I wreszcie mogę się nim
pochwalić!
To mój
pierwszy tak duży i tak długo robiony projekt. Wymiary: 170x140,
około, bo da się rozciągnąć. Robiony od 14 lutego do 11
sierpnia. Pół roku.
Włóczkę i
wzór wybrała E., bo w końcu to dla niej koc był robiony. Wzór to Leafy Baby Blanket, a włóczka - Himalaya
Rengarenk, kolor nr 06, który kilka razy nieźle szarpnął mi
nerwy. Okazało się, że to jakiś towar deficytowy, nie można go
niemalże dostać, w hurtowniach nie ma, a w sklepach (internetowych,
w stacjonarnych nie ma co szukać) jest góra pięć motków. A ja
potrzebowałam, na początek, co najmniej dziesięciu. W rezultacie
zamawiałam w trzech ratach: najpierw pięć, potem sześć, a potem
jeszcze dwa, bo niestety te planowane pierwotnie dziesięć to było
za mało. W rezultacie na koc zostało przerobione trzynaście
stugramowych motków.
Poza tymi
technicznymi przeszkodami Himalaya nie sprawiła mi żadnych
problemów. To idealnie gładki akryl, podobno nie mechacący się,
oczka wychodzą z tego równe i ścisłe. No, ścisłość
zagwarantowały mi druty nr 3,5, mimo że producent zalecał 5,0...
Ale kiedy zrobiłam próbkę na piątkach, to dzianina wyszła
wybitnie dziurawa. Jak na koc, to aż nieprzyzwoicie. Zgniewało mnie
to i złapałam swój ulubiony rozmiar drutów, co okazało się
strzałem w dziesiątkę. Dzianina jest równa, gładka i mięsista,
ale nie sztywna. Za to oczka są na tyle małe, że nie ma między
nimi żadnych nieprzewidzianych wzorem „ażurów” :)
Sekwencja
wzoru to wielokrotność 15 oczek+2, powtarza się 18 razy, plus
dziesięć oczek brzegowych. Razem 282 oczka. Żyłka 150 cm
pomieściła je bez trudu :) Pewnym wyzwaniem było jedynie nabranie
takiej ilości oczek – poradziłam sobie przy pomocy
prowizorycznego łańcuszka szydełkowego, który po skończeniu koca
wyprułam, a oczka zamknęłam.
Na górze i
na dole dorzuciłam plisę z 30 rzędów ściegiem francuskim. Bo
tak:)
Oj, IMPONUJACA praca. Mam w dorobku tylko jeden pled ale robiony z szydełkowych kwadratów i trudno mi sobie wyobrazić dzierganie takiej wielkiej płachty :) Bardzo mi się podoba.
OdpowiedzUsuńDziękuję :) Gdzieś tak w połowie zaczęłam się zastanawiać, czemu ja tego nie robię kawałkami i nie łączę potem żywych oczek, bo to taki wzór, że spokojnie by się dało :)) Przekładanie takiej płachty było dość męczące, fakt.
UsuńWspaniały koc ! Cudowny wzór i piękne kolory. Jestem pełna podziwu dla Ciebie, bo nie miałabym cierpliwości, żeby go dziergać...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie.
Dziękuję :) Fakt, to było bardzo dobre ćwiczenie cierpliwości, teraz żadne wymiary mi nie straszne :))
UsuńPrzepiękny koc, kawał dobrej roboty należało by powiedzieć :). Podziwiam zacięcie bo to jednak projekt dość monotonny, ale skoro inni mogą to może ja też. Myślę o kocu już od jakiegoś czasu więc mam pytanie czy ta włóczka grzeje choć trochę bo to choć ładny to jednak akryl? Pozdrawiam Agnieszka
OdpowiedzUsuńDziękuję! :)
UsuńA owszem, grzeje. Nie tak, jak wełna, ale jednak trzymanie tego naboju na kolanach podczas robienia było dość uciążliwe, bo przygrzewało dość mocno :) Zdecydowanie nie polecam na upały.
A, i ja robiłam na drutach 3,5, a nie - jak kazał producent - na 5,0, bo przy piątkach dzianina wychodziła dość dziurawa, a mnie zależało na zwartości. Bardzo możliwe, że to też ma wpływ na, hm, stopień grzania, że się tak wyrażę.
Pięknie dziękuję za odpowiedź.
Usuń